Ludzie na mydło. Mit, w który uwierzyliśmy Tomasz Bonek 7,0
ocenił(a) na 414 tyg. temu Cóż za dogłębnie rozczarowująca książka... "Ludzie na mydło" kojarzą mi się z typowym clickbaitem. Mamy chwytliwy i szokujący tytuł, udaną promocję i to wszystko tylko po to, żeby po kliknięciu w link okazało się, że tak właściwie, to nic sensownego tam nie ma.
Już sam tytuł książki coś nam sugeruje: "mit, w który uwierzyliśmy"... Takie same wnioski można wyciągnąć z jej opisów lub też z wywiadów autora udzielanych podczas akcji promocyjnej - twórcy książki jawno chcą nam zasugerować, że mają zamiar obalić jedno z najbardziej powszechnych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie poglądów dotyczących zbrodni niemieckich podczas II wojny światowej - że naziści przerabiali ludzi na mydło. Bonek chce nam opowiedzieć o tym, że to jednak nie było tak, że Nałkowską poniosła fantazja i że stworzyliśmy pierwszy fake news w historii.
To nie jest tak, że Bonkowi się to kompletnie nie udaje. Faktycznie, jeśli przenalizujemy przedstawione przez Bonka fakty dotyczące produkcji mydła z ludzkiego tłuszczu w instytucie prowadzonym przez dr Spannera i porównamy je z artykułem Stanisława Strąbskiego, który obok Nałkowskiej jest pierwszym odpowiedzialnym za opisanie tej sprawy, łatwo stwierdzić, że musiało jednak dojść do pewnych dopowiedzeń i naciągania prawdy. Nie trzeba być specjalistą, aby móc stwierdzić, że tekst Strąbskiego jest po prostu zupełnie nierzetelny, przepełniony gniewem i zwyczajnie wymysłami. Problem z "Ludźmi na mydło" jest natomiast taki, że Bonek przedstawia najważniejszą część tej książki, wręcz jej kwintesencję, jej główną problematykę praktycznie na ostatnich stronach książki. A co z resztą stron, przecież jest ich w sumie ponad 300? Bonek postanawia zapełnić je opisami wojny, rozmaitymi biografiami, skupia się znacznie przydługo na samym Spannerze i funkcjonowaniu samego Instytutu Anatomii - krótko mówiąc, pisze tak samo i o tym samym, jak miliony innych osób przed nim. Jeśli już, to wszystko to materiał może na artykuł do gazety, na pewno nie na książkę. Warto dodatkowo wspomnieć, że chociaż faktycznie tekst Strąbskiego sam w sobie jest jak najbardziej naciągany, Bonek jako tako niczego nie obala - w Instytucie Anatomii pod okiem dr Spannera produkowano mydło z ludzkiego tłuszczu i nic się w tym temacie nie zmieniło. Więc po co w ogóle jest ta książka?
Oprócz, wydaje mi się, dostatecznie pogrążających tę książkę zarzutów z mojej strony, muszę również wspomnieć, że jest to po prostu twór nierzetelny - brak bibliografii, brak przypisów, Bonek wielokrotnie fabularyzuje nie wiadomo, po co. Dziwie się, że ta książka została wydana.